Jak traktować homoseksualistów, skoro już mają wolność i tolerancję?

Zanika powoli debata w temacie homoseksualistów. Dlatego tekst ten jest próbą wznowienia jej, bo jest to wciąż nieuregulowany w Polskiej świadomości elementarny aspekt nowoczesnych cywilizacji. Ten problem pojawiał się w każdym chyba kraju Europy, jako debata, prawie, narodowa. Tylko to znów pokazuje, że jesteśmy trochę zacofani i spóźnieni. Ale może to nam wyjdzie na dobre.

Jeśli rozmawiać o homoseksualistach trzeba rozpatrzyć od początku wszystkie podstawowe aspekty. Można by wrócić do tych pierwotnych rozmów, czy ta inność jest chorobą, czy tak został stworzony świat i tak natura stworzyła człowieka, by kochać inaczej. Ale może trzeba po prostu zaakceptować bytność takich osób na ziemi, bo przecież, nie sposób ich wyplenić. I akceptując już samo istnienie tej odmienności, można dopiero weryfikować zakres ich praw. Uważam, że jeśli już musi istnieć „wolna miłość” to niech istnieje, ale dość skrycie. Nie chodzi, by uprawiali ją w konspiracji, w ukryciu i chowali się po szafach, gdy nadchodzi ABW. Raczej niech nie emanują swoją miłością na ulicy, bo nie każdy czerpie przyjemność z takich widoków. Więc nie potrzebne są te nadmuchiwane parady, ulotki i wielka ofensywa na szkoły edukacją seksualną. Może i jest to traktowanie homoseksualizmu jak choroby, ale uczciwe i racjonalne. Jeśli muszą to w domach, a nie na ulicach, gdzie „mogą siać zgorszenie” u niektórych osób. Można to nazwać homofobią, ale zakres poglądów, które homofobicznymi można nazwać też tutaj opiszę.

W tygodniku „Uważam Rze” Jan Pospieszalski dumał nad odpowiedzią na pytanie - o co walczą homoseksualiści. I dumając, dość długo, nie odpowiedział na pytanie. Czasami zdarzyło mu się przesadzić, jak w temacie czołgów, którymi były platformy pokazywane podczas Parady Równości. Ale w większości celnie wypunktował homoseksualistów.

Jak nazwa wskazuje, spędy homoseksualistów, to walka o równość, domaganie się swoich praw, równych wobec, pejoratywnie to nazwijmy, normalnych. Ale tak nie jest. Oni nie są dyskryminowani, nikt z nimi nie walczy, nie należą do zakresu obowiązków Bartosza Arłukowicza, ministra od wykluczonych. Nie próbują być zaakceptowani, bo siedzą wygodnie w swoim własnym środowisku. Słusznie zauważa to Pospieszalski, pisząc „Parady Równości suną jak triumfalne pochody zwycięzców. Tak nie wyglądają dyskryminowani ludzie”. Bo oni nie są dyskryminowani, są w Polsce tolerowani i mają wiele swoich praw. Więc o co walczą? Wielu z nich twierdzi, że o legalizację, ale czy oni są nielegalni, czy państwo ściga ich i o szóstej rano wchodzi do mieszkań? Nie, już bardziej dyskryminowana jest opozycja sejmowa. Może walczą o związki partnerskie? Być może, ale wtedy ich parada, która bądź co bądź przyjmowana jest z wielką radością, powinna zmienić nazwę, z Równości, na Związków Partnerskich. Ale raczej jej nie zmienią, bo oni o nic takiego nie walczą.

Homoseksualiści nie są już wykluczoną ze względu na preferencje seksualne grupą społeczną, nie są już grupą, która walczy o legalizację, ani równe prawa, stali się wyznawcami swojego poglądu o pluralizmie w kwestii seksualności; o tolerancji i głównie homoseksualizmie. Nie działają już jako lud uciśniony, ale jako partia polityczna, która chce nakłonić mieszkańców, przykładowo Warszawy, do uznawania homoseksualizmu jako preferencji podstawowej. Wszystkie te parady równości straciły znaczenie w aspekcie równości i szerzenia tolerancji, przestały mieć znaczenie jako próba uzyskania praw, czy od niedawna związków partnerskich. Chodzi w nich głównie o niszczenie heteroseksualizmu, a szerzenia tego drugiego. Oni tymi paradami wzywają wyznawców, szukają ich i propagują homoseksualizm.

Cała sprawa odmienności traci znaczenie, bo jeśli uznać, że homoseksualizm jest wyborem dojrzałych moralnie, uczuciowo i seksualnie osób, to absurdalnym wydają się te parady i zyskiwanie „wyborców”. Wtedy homoseksualizm traci status wyboru własnego stylu życia i preferencji kochania, a staje się uległością na treści i propagandę edukacji seksualnej proponowanej przez stowarzyszenia homoseksualne, Parady Wolności, Równości itd. Staje się częścią polityki społecznej, a nie wyborem, bo niektóre osoby mogą stać się gejami, lub lesbijkami nie z własnej woli, a z konformizmu i uległości propagandzie. Więc czy w kontekście zdobywania wyznawców homoseksualizmu, a nie walki o równe prawa, te propagandowe parady powinny być dozwolone?

Zakazanie tych parad, wydaje się być kolejnym przejawem mojej homofobii, ale zakładając futurystyczną, choć bardzo możliwą w przyszłości sytuacje można dojść do wniosku, że jednak zakazanie ich jest dobrą ideą, choć szaloną. Załóżmy, że w Sejmie przegłosowana zastała ustawa o związkach partnerskich. Wtedy homoseksualiści mają przyznane wszystkie prawa i stoją na równi z normalną katolicką rodziną, nie mają o co walczyć, są równi, wolni, niezależni i w opinii całej Polskiej społeczności normalni. Wtedy ich parady tracą kontekst wolnościowy i równościowy, a stają się ewidentną walką o zwolenników i nowych homoseksualistów. Czy wtedy dalej można ich uznawać za grupę normalnych ludzi, którzy nie różnią się niczym od innych, czy może raczej jako coś na wzór partii politycznej, która zdobywaja swoich wyborców? Jak wtedy traktować homoseksualistów? Bo przecież uciśnionymi już od dawna nie są, pozbawionymi praw także. Więc kim są, skoro, są uznani prawnie i społecznie za ludzi, którzy z własnej woli wybrali ten styl bycia i pozostali tymi samymi osobami, które wciąż mają zagwarantowane prawo do założenia rodziny? Jak wtedy traktować te parady, jako walkę o wolność, którą już mają, czy walkę o wyznawców?

Odpowiedzi wobec przedstawionego scenariusz, są proste, ale większość „tolerancyjnych” osób, krzyknie na mnie - homofob. Kwestia homofobii również jest drażliwa i pozostaje do wyjaśnienia. Opisujać ją można za pomocą groteskowego cytatu, nie pamiętam z jakiego źródła – „Jestem nietolerancyjny i proszę o uszanowanie moich poglądów”. To właściwie cała prawda w temacie nietolerancji, ale spróbuję ją bardziej przybliżyć. Homoseksualiści zazwyczaj o ludziach, którzy są im nieprzychylni mówią homofob. Ale prosząc o tolerancje zapominają o tolerancji ze swojej strony. Oni mogą nazywać kogoś homofobem, ale ów homofob nie może nie zgadzać się na organizację Parady Równości, a już nazwać geja pedałem to herezja i łagry. W kwestii tolerancji homoseksualiści również zapędzili się za daleko. W ich mniemaniu każdy hetero- jest homofobem. Takim zachowaniem ubiegają się o tolerancję. Taką polityką próbują „ucywilizować” polskie społeczeństwo. Zły wybór. Więc jeśli chcą być tolerowani niech tolerują innych.

Homoseksualizm przestaje być tylko innym sposobem na okazywanie miłości, stylem życie i własnym wyborem. Powoli staje się także propagowaną Paradami Równości polityką. Przez to traci status wyboru, a zyskuje znaczenie polityczne. Homoseksualiści zdobywają „wyborców” i idą cały czas do przodu w propagandzie. Atakują kościół, heteroseksualistów i wszystkich nazywają homofobami. Tak chyba nie wygląda dyskryminacja, ani szerzenie liberalizmu.